W tym roku zauważyłam, że panuje absolutne pierniczkowe
szaleństwo, wszyscy je robią. Szczerze mówiąc to wcale nie lubię ich robić, ale
raz w roku robię wyjątek bo są przepyszne i to sprawia, że jakoś milej mi się
potem skrobie stolnicę.
Przepis zaczerpnęłam kilka lat temu od zielonogórskiej
trattorii Casa Mia i już przy nim pozostanę – lepszego przepisu nie znajdziecie:)
Składniki:
500 g mąki + mąka
do posypywania
200 g cukru pudru
200 g miodu
120 g masła lub
margaryny
1 jajo
10 g sody
oczyszczanej
2 łyżki przyprawy
do piernika
Wykonanie:
Miód, masło, cukier puder i
przyprawę do piernika podgrzewamy, cały czas mieszając aż się wszystkie składniki
rozpuszczą, następnie masę studzimy.
Mąkę mieszamy z sodą, następnie
robimy wgłębienie wbijamy jajo i wlewamy przestudzoną masę. Zagniatamy ciasto,
w miarę potrzeby można podsypywać jeszcze mąką, ciasto ma być gładkie.
Następnie rozwałkowujemy ciasto na wybraną grubość (ciasto nie może być za
cienkie bo wycięte elementy będą się rwać) i wycinamy pierniczki. Pierniczki
układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy ok. 7 minut w
piekarniku nagrzanym do temperatury 170 stopni. Pierniczki mają się zarumienić
ale nie za mocno.
Kilka minut po wyjęciu z
piekarnika zaczynają twardnieć, więc jeżeli robicie je tuż przed świętami to
już ich nie chowajcie, mają sobie stać odkryte. Jeżeli robicie je wcześniej to należy
je zapakować w szczelne pudełka, które należy otworzyć na dzień przed spożyciem.
Pierniczki można oczywiście ozdobić lukrem, ja tego nie robią bo lubię je takie
jakie są.
Smacznego!!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz